S.M. Justyna Kucharczyk
Był mroźny listopadowy dzień 1965 roku. W rodzinie Jana i Hildegardy Kucharczyk wielka radość. Przyszła na świat córka. Tym dzieckiem byłam ja. Cztery lata później Bóg obdarzył moich rodziców jeszcze synem. Od dnia moich narodzin siostry franciszkanki były jakby wpisane w historię mojego życia, ponieważ siostry w moim rodzinnym mieście Oleśnie miały od wielu lat swoją placówkę. Były bardzo cenione i szanowane przez mieszkańców miasta i okolic. Większość z nich pracowała w miejskim szpitalu. Starsi ludzie pamiętali, że były takie siostry, które ze względu na doświadczenie i umiejętności pielęgniarskie, jakie posiadały traktowano jak lekarzy. Pytano je o radę, gdy lekarze bezradnie rozkładali ręce nad ciężkim stanem pacjenta. Jedną z sióstr pracujących w szpitalu w 1965 r. była siostra Fabiola. Powiedziała ona mojej mamie, że gdy urodzi dziewczynkę, to ma jej dać na imię Barbara. No i tak zostałam Basią, bowiem autorytet siostry przeważył każdą inną propozycję imienia. Dopiero w nowicjacie, kiedy rozpoczął się nowy etap mojego życia - otrzymałam też nowe imię Justyna.
Mój brat i ja byliśmy wychowani w zdrowej, prostej katolickiej rodzinie. Pamiętam rodziców klęczących i modlących się wieczorem. Pamiętam wspólnie odmawiany, całą rodziną różaniec św. i Koronkę do Bożego Miłosierdzia - modlitwę szczególnie przez mamę ukochaną i choć czasem jako dzieci marudziliśmy, to za ten piękny wspólny „na kolanach spędzony czas” jestem Bogu i rodzicom wdzięczna.
Kiedy trzeba mi było wybrać szkołę średnią stanęłam przed dylematem: ogólniak, technikum rolnicze, czy Liceum Sztuk Pięknych (ale niestety nie w Oleśnie). Pociągało mnie malarstwo, architektura itp., ale trzeba by było wyjechać z domu, zamieszkać w internacie, to też wiązało się z kosztami i innymi rzeczami. W końcu pomimo usilnych zachęt ze strony moich nauczycieli, abym rozwijała swoje plastyczne zapędy, wybrałam technikum rolnicze, myśląc jak wiele zresztą dziewcząt z mojej klasy, że po ukończeniu tej szkoły podejmę pracę, gdzieś w biurze. Takie było właśnie moje młodzieńcze myślenie.
W końcowych latach szkoły, zachęcona przez jedną z sióstr franciszkanek rozpoczęłam swoje „podróże” do ołdrzychowickiego klasztoru sióstr na rekolekcje dla dziewcząt i na różne zakonne uroczystości. Nie wiem kiedy się to dokładnie stało, ale po takich wyjazdach, coraz bardziej tęskniłam za kontaktem z siostrami.
No i stało się! 2 lipca 1985 roku rozpoczęłam swoje życie jako jedna z nich - jako siostra franciszkanka, ta właśnie z Ołdrzychowic. Od tego dnia minęło już sporo lat, a jakby to wczoraj dopiero było. Co chwilę Bóg zaskakiwał i zaskakuje mnie na nowo swoją miłością i obdarowaniem. Np. moje pójście do klasztoru wielu osobom się nie podobało. Grożono, że mogę nawet z tego powodu matury nie zdać. Bolały mnie takie groźby i to, co faktycznie się potem stało, ale powołanie było silniejsze. Patrząc na to wszystko z perspektywy lat wiem, że jeśli coś Bogu się da, to On da stokroć więcej. Bo w zakonie dane mi było nie tylko zdać bardzo dobrze maturę, ale ukończyć studia, które bardzo mnie fascynowały, a i nie narzekam na niemożność rozwoju plastycznych i historycznych upodobań, bo mogę je rozwijać przy różnych okazjach, wystarczy tylko chcieć. Bóg naprawdę nas zaskakuje.
A odnośnie tego, że „Bóg ma poczucie humoru” to podam dwa małe przykłady: jako dziecko, (nie wiem dlaczego) ale zazdrościłam koleżankom, które mieszkały na piętrze. Moja rodzinka mieszkała na parterze. Od mojego wstąpienia do klasztoru jeszcze nigdy nie mieszkałam na parterze, ciągle na piętrze!
Chciałam też zawsze mieć starszą siostrę, miałam bowiem tylko brata i to o 4 lata młodszego. Teraz mam wiele sióstr i to nie tylko w Polsce, ale mieszkających i pracujących w różnych zakątkach świata. Jesteśmy bowiem międzynarodowym zgromadzeniem. Kocham moje zgromadzenie, jego historię i międzynarodowość. Jestem dumna, że jestem franciszkanką i uważam za ogromny przywilej i łaskę, że tym co sama otrzymałam jako dar – wiedzę o zgromadzeniu, jego duchowości, możliwość zgłębiania jego historii mogę dzielić się z moimi młodszymi współsiostrami i tymi do których jestem posyłana.
S.M. Justyna Kucharczyk osf